top of page

                         Relacja przygotowana przez ekipe:

 

 

W dniach 8-10 sierpnia, przedstawiciele Aktywu Północnego przebywali w m. Zwierzewo, gdzie odbyła się druga edycja festiwalu muzyki tożsamościowej „Jedność To Siła”.  Miejsce, w którym zorganizowano JTS, zasługuje na uznanie. To spokojna wieś, położona w województwie warmińsko- mazurskim, w powiecie ostródzkim, nad jeziorem Szeląg Wielki.

 

Zapraszamy wszystkich czytelników do lektury subiektywnej relacji z tego wydarzenia.

 

PIĄTEK

 

Wczesnym rankiem wyruszamy w rejony województwa warmińsko- mazurskiego, znamy tamtejsze rejony pełne jezior, kanałów wodnych etc.,  zatem  chcemy być wcześniej, aby mieć czas na mały rekonesans. Aura od samego poranka nie zapowiadała się najlepiej, nam to jednak całkowicie nie przeszkadza.  Nauczeni bowiem, poprzez wypady survivalowe, że pogoda lubi być kapryśna, zabieramy ze sobą niezbędny ekwipunek. Po dotarciu na miejsce, okazuje się, że jesteśmy jednymi z pierwszych gości. Przyglądamy się postępom prac organizatorów, którzy wg naszej opinii, chcieli aby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Wspomniana pogoda nie ułatwia im tego, zmuszeni są zatem kończyć wszystko w trakcie ulewy i kilku nękających przelotnych deszczy.

 

Dowiadujemy się również, iż kilku artystów nie wystąpi tego wieczora z rozmaitych przyczyn. Absencja muzyków była różna, od poważnych problemów natury technicznej po infantylne wymówki.

 

W godzinach popołudniowych pogoda ustabilizowała się na tyle, aby pierwsza kapela mogła zainstalować się na scenie- mowa tu o znanym i lubianym zespole Nordica. Ich występ śmiało można zaliczyć do jednych z najlepszych, nie tylko za sprawą obycia muzyków na deskach, profesjonalnego nagłośnienia, lecz głównie za sprawą repertuaru jaki przygotowali. Cała publiczność zgromadzona pod sceną znała i śpiewała wraz z wokalistą utwory takie jak:  „Polak mały”, „Pieśń- dar- kwiat” czy „Janek Wiśniewski padł” z płyty „Akustycznie”. Nie zabrakło również cover’ów znanych legend na scenie R.A.C w wykonaniu Nordici. Trzeba chłopakom przyznać, potrafią rozgrzać publiczność.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Kolejnym wykonawcą, który wystąpił tego wieczora był Zjednoczony Ursynów. To pionierski projekt, który jako pierwszy w Polsce zaczął tworzyć patriotyczny rap.  Frontman, a zarazem mózg całego projektu „Dżambodżet”, nie ukrywał swojego niezadowolenia z nieobecności muzyków wykonujących podobną muzykę do jego projektów.

Przyznam się, że nie znam całego repertuaru ZU, jednakże na pewno poleciały utwory z płyty „Królestwo Polskie epizod 1 ", „Jestem Polakiem" oraz ciekawy kawałek  „Polsko ma”, którego inspiracją był serbski utwór "Oj Kosovo, Kosovo".

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dla nas, jak również dla wszystkich fanów HC, absolutnym hitem tego dnia (i nie tylko) był występ czeskiego zespołu Saubande. Muzycy na scenie to istny dynamit. Słychać było ogranie Czechów pomimo, iż razem nagrali dopiero dwie płyty. Poleciały utwory z pierwszej płyty  „Čekáš v řadě”, oraz  cały repertuar z najnowszego wydawnictwa pt. „Your side, Your identity”. Absolutnymi hitami były “History”, „Beautiful and clever”, „Sila v Nas” oraz tytułowy „Your side, Your identity”, które były śpiewane razem z publicznością i grane- na życzenie odbiorców- kilka razy;)

Pod sceną spora grupa fanów hardcore’a zaczęła moshować, przyznam że i mnie poniosła muzyka chłopaków z Saubande i po chwili znalazłem się w centrum młyna. ;)

Każdy był pod wrażeniem growli dwóch wokalistów Dana i Davida, którzy śpiewali partie wokali na zmianę, bądź uzupełniali się wzajemnie- dało to piorunujący efekt.

Osobiście podobały mi się riffy basisty Davida, które momentami przypominały te z płyty  „Moments of Truth” niemieckiego zespołu Brainwash. Na szczególną uwagę zasługuje praca perkusisty Hansa, który pomimo iż wygląda już na weterana sceny, fantastycznie prowadził grupę, nie zwalniając ani na chwilę.

Zespoły na naszej rodzimej scenie, chcące grać w stylu HC, niech uczą się od braci z Saubande.

Stay strong, stay true! ONE FAMILY!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Po występie Czechów zgromadzeni udali się na biesiadę, gdzie integracja trwała do rana. Niestety nie każdy potrafił  utrzymać fason, więc zdarzały się widoki żenujące. Dochodziło do przypadków niekontrolowanego „leżingu” na trawie, z urwanym filmem włącznie. Niestety za dżentelmenami w ślad poszło parę dam, które również preferowały ten rodzaj aktywności. To chyba jednak jest już wpisane na stałe w program tego typu imprez- a szkoda. Na szczęście są to już przypadki marginalne i większość ma świadomość tego, po co przyjeżdża i jak integracja wyglądać powinna.

 

SOBOTA

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

W sobotni poranek budzi nas upalna pogoda, temperatury w namiotach nie pozwalają na dłuższy sen niż do godziny siódmej rano. Od samego rana uczestnicy, jak i organizatorzy festiwalu korzystają z kąpieli w jeziorze Szeląg Wielki. Część wypoczywa na pomoście czerpiąc garściami promienie słoneczne ,  reszta preferuje zacienione miejsca pod okolicznymi drzewami jak i okolicznej altance, gdzie raczyli się mięsiwem z grilla i napojami chłodzącymi (w szczególności jednak procentowymi). Upał powoduje, że sobotnie występy zostają przesunięte na godziny mocno popołudniowe, przez co później zespoły grają do godzin porannych.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Około godziny 21:30 rozpoczął się występ estońskiej kapeli P.W.A, którzy dla starych załogantów są już weteranami sceny R.A.C., jednakże znalazły się osoby, które usłyszały ich muzykę po raz pierwszy w swoim życiu. Wrażenie jakie pozostawili dla jednych i drugich można określić mianem T’N’T. Nigdy wcześniej nie widziałem tak energicznie grającej kapeli rockowej na żywo. Wydaje mi się, że chłopaki grali z jeszcze większą zawziętością i pasją niż na swoich wydawnictwach. Gwiazdą zespołu jest dla mnie gitarzysta Marek, który po prostu miażdży innych znanych mi muzyków grających na „wiośle”. Ewolucje w jego wykonaniu w trakcie gry świetnych solówek, to mistrzowska klasa sama w sobie. Łatwo zauważyć obycie sceniczne zespołu, co jest konsekwencją setek koncertów jaki dali w swojej karierze. Publika, a wśród niej ja, szalała pod sceną, kiedy leciały szlagiery takie jak „Ready to Rock”, „Welcome to hell”, „Dr. Hate”, „ SH are back In Town” czy „Brothernations”. Niektóre z nich grane były niejednokrotnie, a młyn rozkręcił się  na dobre. Reszta śpiewała razem z zespołem. Z całą pewnością, po takim występie Estończycy jeszcze nie raz zagoszczą nad Wisłą.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Slavic Rebirth to nowość na naszej scenie, chłopaki grają stylistycznie Viking Rock i trzeba przyznać, dobrze im to wychodzi. Osobiście uważam, iż tego typu projekty są ważne, gdyż wypełniają pewną lukę na naszej scenie, przez co nie jest ona najzwyczajniej mówiąc nudna.

Z tego co pamiętam, zespół zaprezentował następujące utwory w tejże kolejności: „Konungahela”, „Kosovo”, „Prawo stali”, „Ojcowizna”, „Norda”, „Powróć kołowrocie”, „Generał”, „Zjednoczeni Patrioci”, „Manifest”. Występ SR podobał się na tyle publiczności, że panowie zostali zmuszeni do ponownego zagrania znanych i lubianych coverów „Ojcowizna”, szwedzkiego zespołu Ultima Thule oraz „Jesteś żałosny”, włoskiego Ultima Frontiera.

Widziałem „Słowiańskie Odrodzenie” na żywo po raz trzeci i stwierdzam, że za każdym razem wypadają coraz lepiej. Zespół ma potencjał i to widać. Dzięki temu, że teksty w ich utworach poruszają się po różnych płaszczyznach, formuła szybko się nie wyczerpie. Należy wspomnieć, iż muzycy  Slavic Rebirth udzielają się w innych zespołach na naszej scenie tożsamościowej. To plasuje ich jako jednych z najaktywniejszych i płodnych na naszej scenie.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Tego wieczoru mieliśmy jeszcze okazję zobaczyć na scenie Obłęd. Muzycznie nie powala mnie na kolana, jednakże na pewno nie można odmówić im zaangażowania i frekwencji na wszelkiego rodzaju wydarzeniach. W ich muzyce jednak brakuje mi jeszcze jednego gitarzysty z takim doświadczeniem jak wspomniany wyżej Marek z P.W.A., dzięki czemu ich muzyka byłaby bardziej melodyjna. Być może jest to przyczyna tego, że nie śledzę twórczości Obłędu na bieżąco.

Nie zmienia to faktu, że większość znała ich dokonania i wspólnie z zespołem śpiewała utwory z ich płyt jak również covery legendarnych zespołów sceny nacjonalistycznej. Rozpoczęli występ kawałkiem „Nasza pieśń”, później poleciały z całą pewnością piosenki takie jak „Konfident”, „To moje życie” i wiele, wiele innych. Mnie najbardziej jednak zaciekawił utwór „Pamiętamy wojowników”. Poświecony jest dwóm aktywistom z greckiego Złotego Świtu Giorgiosowi i Manolisowi, którzy zostali zamordowani na ulicach Aten przez lewicowych ekstremistów. Pomimo, iż utwór był dostępny dla odbiorców tylko za pomocą platformy YT, to i tak pod sceną większość znała słowa i śpiewała wraz z zespołem. Widać było, że widownia rozgrzana poprzednimi wykonawcami, bawiła się przednio przy ich muzyce, a show potęgował występ „złych wujków” z racami i flagami na scenie.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 Po nich zagrały zespoły takie jak Irydion i GAN. O ile występ pierwszego oglądałem pobieżnie to kapeli ze Szczecina nie widziałem już wcale. Popołudniowe upały sprawiły, że rozpoczęcie sobotniego eventu przesunęło się mocno w czasie na niekorzyść artystów grających o późnych godzinach nocnych.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 Niestety, pomimo wypiciu kilku kaw, zmęczenie wzięło górę i zmuszony byłem udać się na spoczynek. Rzetelność przy opisywaniu wspomnianych popisów scenicznych zostałaby mocno nadwyrężona, a nie chciałbym umniejszać znaczenia oraz dorobku działalności żadnej z grup. Obiecałem sobie jednak, że w niedalekiej przyszłości nadrobię występy na żywo wspomnianych formacji.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Prawda jest taka, że są zalety i wady festiwali. Niewątpliwie pozytywnym aspektem tego typu wydarzeń jest kumulacja artystycznych występów na scenie. Wadą, że pomimo szczerych chęci często nie da się fizycznie obejrzeć wszystkich zespołów.

 

NIEDZIELA

 

Większość zespołów jak i uczestników, wyjechała tuż po tzw. „after party”, czyli nad ranem. Kolejna grupa odjechała, kiedy kierowcy wstali i zapakowali do samochodów „zmęczonych” i „śpiących” podróżników ;) Pozostali, których czas nie naglił, korzystali z ładnej pogody, wypoczywali i odsypiali sobotnią noc.

Po południu wszyscy zostali poczęstowani tradycyjną „grochówką”. Parę ekip siedziało jeszcze pod parasolami, rozmawiając i umawiając się na kolejne wyjazdy.

Przedstawiciele Aktywu Północnego przyjechali na festiwal jako jedni z pierwszych i jako jedni z ostatnich opuszczali teren JTS. Chcielibyśmy w tym miejscu pozdrowić wszystkich przyjaciół oraz ludzi tworzących scenę.

 

Należą się również podziękowania dla organizatorów, którzy poświęcili czas i pieniądze ( a te, z tego co słyszeliśmy, nie były małe) aby kłaść podwaliny pod wydarzenia kulturalne odwołujące się w swoim przekazie do tożsamości i dumy narodowej. Nie muszę chyba nikomu tłumaczyć, że festiwale o charakterze narodowym nie są dofinansowywane w naszym (tylko z nazwy) kraju.

Jedyne na co możemy liczyć to inwigilacja ze strony zbrojnego ramienia systemu oraz wszelakiej maści urzędników szukających potknięć w przepisach prawnych u organizatorów. Normą w „tuskolandzie” stało się nachodzenie w domach i miejscach pracy ludzi, którzy pragną zaaranżować wydarzenia nacjonalistyczne.

 

P.S. Rozumiem, że impreza była mówiąc kolokwialnie „na bogato”, jednakże chciałbym wiedzieć, kto zgubił namiot. ;)

 

Konkluzje

 

„Jedność To Siła” to, zaraz po „Orlim Gnieździe”, największy festiwal muzyki tożsamościowej w naszym kraju. Śmiało mogę stwierdzić, że lokalizacja jak i pełen profesjonalizm organizacyjny może doprowadzić w przyszłości do sytuacji, w której role przodującego festiwalu nacjonalistycznego mogą się odwrócić. Nie chodzi nam tutaj o szerzenie jakieś niezdrowej konkurencji, jednakże każdy kto był na JTS stwierdzi, że malownicze tereny oraz pobliskie jezioro wraz z pomostem i plażą mają niesamowity potencjał i klimat.

 

Należy również zwrócić uwagę na małą frekwencję w porównaniu do „Orlego Gniazda” i zastanowić się, co miało wpływ na taki stan rzeczy. Dziwię się wielu inicjatywom i grupom, które objęły patronatem JTS i nie pojawiły się wcale. Wydaje nam się, że na sukces tego typu wydarzeń kulturalnych pracujemy wszyscy: zespoły i uczestnicy. Niech nazwa imprezy a zarazem proste i dosadne hasło, zmusi wszystkich do refleksji- Jedność To Siła!

 

fot: Monika N i Paweł B.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

bottom of page